Wpisy
Znalezione w necie: nieznany mi jegomość (olaf.baranowski) tak streszcza jeden z działów książki Jeffa Jarvisa pt: "Co na to Google?":
4. Nowe społeczeństwo
... robimy wszystko by być pierwszymi. O to m.in. chodzi w WI.
całe streszczenie tutaj.
Polecam zobaczyć na video jedną z licznych serwerowni Google w miejscowości Lenoir a potem samemu wejść na StreetView i samemu pochodzić (trzymając przyciśnięty na stałe lewy przycisk myszy można obracać zdjęciem).
Ostatni raport dostępny tutaj.
Jesteśmy skupieni na wersji medycznej portalu WI.
ZG
Na postawione pytanie nie jest łatwo odpowiedzieć. Jest wiele takich miejsc. Są to funkcjonalności sieci, które znamy i stosujemy takie jakie są ponieważ działają. Dzisiaj te miejsca są rozproszone a więc i niekompatybilne co powoduje m.in. straty czasu. Funkcjonalnością WI jest m.in "połączenie rozproszonych funkcjonalności" portali i innych narzędzi sieci.
Jednym z takich miejsc jest:
funkcjonalność wyszukiwarek = udział pytającego użytkownika + ich skuteczność
Pierwsza zmienna, czyli zapytanie wklepane przez użytkownika mieści się pomiędzy skrajnościami: od 1 słowa poprzez pojedyncze frazy do tzw. długiego ogona.
Zapytanie do wyszukiwarki (słowa kluczowe) jest głównym wyznacznikiem skuteczności wyszukiwania. Od jego sformuowania zależy wynik. Zakładając, że w 20% przypadków naszego wyszukiwania jesteśmy zmęczeni lub nie posiadamy wystarczających danych a więc mało precyzyjnie podejdziemy do zadania - otrzymamy wynik negatywny.
Można zadać pytania do przeciętnego użytkownika:
- czy zastanawiasz się nad zadaniem właściwego zapytania?
- czy szukasz poprzez obrazki, video w temacie zapytania?
- czy uściślasz zapytanie?
- czy szukasz w wynikach wyszukiwania?
- czy stosujesz ustawienia zaawansowane wyszukiwania?
- czy zapytujesz inne wyszukiwarki jak Google?
Od przeciętnego masowego użytkownika*, moim zdaniem, nie można oczekiwać więcej niż pozytywnej odpowiedzi na pytanie 1. najwyżej 2. Z tej perspektywy
Przykład:
Przedwczoraj szukałem namiarów na lokalnych dostawców internetu w dzielnicy Górczyn na ulicy Palacza.
Wpisałem w kolejności 3 różne frazy i otrzymałem wyniki (poniżej zrzuty z ekranu):
1. Internet, górczyn, palacza, poznań - wynik negatywny !!!
2. internet górczyn - zadowalający wynik
3. internet ul. palacza - mało zadowalający wynik
Zatem gdzie jest miejsce WI w sieci?
Są to strony tworzone odgórnie (z zamysłem, że inny użytkownik będzie w temacie szukał) zawierające m.in. listę linków najlepszych miejsc w sieci w przeciwieństwie do dzisiejszych list linków w wynikach wyszukiwania. Powyższy przykład ilustruje problem artykulacji zapytania w sytuacji potrzeby a jego rozwiązaniem nie jest budowa automatu nakierowującego na właściwe zapytanie. Właściwie nazwane rozwiązanie problemu to narzędzie do lepszej organizacji informacji przez samych jego użytkowników.
Zadanie wydaje się zatem nie do wykonania przez nas samych tworzących portal. Gdybyśmy budowali automat to widząc zadawalające wyniki jego pracy moglibyśmy z dumą zaprezentować go innym. Mamy niejako wszystko pod kontrolą. W przypadku WI jest mowa o budowaniu narzędzia, w którego sens najpierw powinniśmy uwierzyć. Na samym początku będzie WI mało znaczącym zjawiskiem w sieci.
*\ przeciętny masowy użytkownik - to około 80-90% użytkowników sieci. Sami nimi jesteśmy
kiedy zachowujemy się standardowo, bez przemyślenia, w sposób typowy.
Już jakieś pół roku temu wyodrębniliśmy z WI branżę medyczną tworząc ofertę inwestycyjną dotyczącą portalu medycznego spinającego branżę medyczną.
Przez Wrzesień 2012 razem z grupą 5-6 (najlepszych) studentów matematyki i informatyki z Uniwersytetu w ramach praktyk (3 godz./dziennie) pracowaliśmy nad nowym opisem portalu medycznego i wyodrębnieniem tych funkcji, które będą najbardziej przydatne dla tej branży. Nasze prace poprzedziły dyskusje na temat całościowej koncepcji WI. I jak tego już doświadczaliśmy w przeszłości nawet po dwóch tygodniach codziennej pracy nad projektem przychodziły olśnienia w stylu: "tak dopiero teraz wygląda to spójnie".
Te olśnienia to bardzo ważna informacja dla wszystkich nowo zapoznających się z koncepcją. Stworzony opis ma jednak temu zapobiec. Zobaczymy może będzie inaczej.
Kolejnym krokiem będzie może praca z następną grupą studentów innego uniwersytetu zaczynając od utworzonego nowego opisu będącego właściwie raportem.
O czym my właściwie mówimy? Tak łatwo jest napisać, że WI w przyszłości ma ofertę dla prawie wszystkich użytkowników Internetu...
Poprzedni post zakończyłem słowami, że wierzę, że tak się stanie jednak swoje wierzenia opieram się na wyliczeniach i statystykach.
W WI chodzi o słowa i ludzi i coś jeszcze. Ludzie i treść to najważniejsza waluta w Internecie. Ludzie czyli użytkownicy są najważniejsi.
Projekt WI porządkuje Internet wg. słów i ich znaczeń. W bardzo prosty sposób = taki, że gdy już to zobaczy przeciętny użytkownik (nie IT-specjalista, który z zasady jest specjalistą w używaniu neta a przez to bardzo sceptyczny do nowych projektów, szczególnie gdy zaczyna analizować od wizualnych wad) to i w mig zrozumie i zaakceptuje. Podobnie było z wikipedią.
WI to nie encyklopedia, ale z grubsza można tak przyjąć. Gromadzona informacja nie jest typu encyklopedycznego a dotyczy aktualnej i praktycznej informacji, jednak struktura jest podobna.
na przykład:
hasło: Morze Bałtyckie kieruje nas ostatecznie do noclegów, atrakcji w różnych porach roku, plaż, barów, restauracji itp./
W naszym projekcie WI zajmujemy się każdym słowem, liczbą, oznaczeniem alfanumerycznym, tytułem, pojęciem itp. - w każdym języku - i takie pojęcie ma swoją stronę główną - mikroportalik nazwy.
Najpierw chodzi o ludzi.
Posłużę się ponownie Wikipedią: liczy się odwiedzalność. Poniżej zlinkowane statystyki pokazują ilość użytkowników w danym języku. Pod tym względem Polska jest daleko, mamy zaledwie 43 mln użytkowników.
http://stats.wikimedia.org/PL/Sitemap.htm
w 10 kolumnie jest liczba 35 = ilość edytujących (5 x i więcej w miesiącu) na 1 milion uż.
W Projekcie WI edytujących będzie znacznie więcej gdyż edycja jest prostsza i krótsza.
A kiedy chodzi o słowa.
Pod względem liczby artykułów z Polską jest dużo lepiej - tutaj statystyki
Rys. przedstawia wybrane przez użytkowników hasła. Liczba oznacza średnią miesięczną częstość wyszukiwania w wyszukiwarce Google w 2010r. W przypadku angielskich haseł należy jeszcze uwzględnić, że są one (+ 30%) szukane w innych wyszukiwarkach.
A kiedy połączymy pracę ludzi i opracowywane hasła...
... to spostrzeżemy że przyrost edytujących użytkowników i haseł będzie naturalnie dużo dynamiczniejszy. Mam na myśli różnicę w treści (nasz projekt WI a Wikipedia), przykład powyżej z Morzem Bałtyckim.
Wykres przedstawia liczbę artykułów (w tysiącach)
http://stats.wikimedia.org/PL/ChartsWikipediaPL.htm#2
Inne statystyki
- Najczęściej edytowane artykuły PL
- statysytka odwiedzalności Michael Jackson w ciągu ostatnich 90 dni - można zmienić hasło.
Jaka są podstawowe różnice naszego projektu WI do Wikipedi i co to zmienia:
Dla mnie ta analiza i powyższe zestawienia statystyk są solidną podporą, że mamy do czynienia z dużym potencjałem projektu.
I to właściwie wszystko co chciałem napisać tak na szybko, sęk w tym, że siadając do artykułu nie o tym chciałem napisać.
...ale wszystko wina dyrygenta i partytury
Chciałem się podzielić moimi spostrzeżeniami. Po prostu raz po raz przychodzi do mnie myśl i przyglądam się jej bliżej. Nie staram się też jej kreować czy wspierać w rozwoju. Wręcz odwrotnie robię tak jakbym ją ignorował. Ale te myśli dobijają się, pragną zwrócić na siebie uwagę, więc o nich chciałbym teraz napisać.
Wstęp:
Dobrze, że mamy zespół. Tak wygląda to z mojej strony. Nie wiem co Ty czujesz (piszę to do wszystkich z zespołu, których powiadomiłem mailem)
Dla przypomnienia wg. inicjałów:
ZG, BD, SK, MC, RI, WS - Poznań
TG- Andrychów
JU - Warszawa
M i A.D - mikroinwestor
MR - mikroinwestor
BR - mikroinwestor
nie do końca określeni
MM - Poznań,
MF - Hiszpania
NK - Poznań
To co mamy to (zdaniem dyrygenta) - wyjątkowy pomysł czyli ta partytura z przenośni. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy z zespołu wie co ma do zrobienia, nie zna swoich nut. To jednak nie jest usprawiedliwienie. Moim zdaniem umiejętności każdego z nas są już na tyle wystarczające aby projekt można było zrealizować własnymi zespołu siłami.
Usprawiedliwieniem jest z pewnością fakt, że prawie się wzajemnie nie znamy. Wiemy zaledwie tyle ile wyczytaliśmy z sieci. Brakuje więc tego aby się poznać. Ale dalej...
Co ważne dyrygent nie będzie dyrygentem zespołu ponieważ jest kierownik (SK) zespołu programistów, który wyraził wolę pokierowania zespołem. I ma na swym koncie już kilkadziesiąt odegranych koncertów (zbudowanych portali).
Jako zespół znajdujemy się jednak w wyjątkowo korzystnej sytuacji startup-u choć raczej nie dostrzegamy tego tak wszyscy razem. Mamy wszystko czego nam potrzeba: umiejętności, wiedzę, dokumentację, prototypy i trochę zasobów. Przed sobą mamy niewielki wgląd w niesamowitą perspektywę biznesu i wspólnej przygody - jak prawie żaden inny zespół na świecie a już na pewno w Polsce.
Nie mamy zbyt dużo wolnych środków/pieniędzy = czyli zbyt dużo potencjału, który z dnia na dzień (przez dłuższy okres czasu) możemy w coś zainwestować. Borykamy się z codziennymi trudnościami - każdy z zespołu na innym poziomie (nie do porównania, ponieważ działamy oddzielnie).
Rozwinięcie (no.. taka więc taka myśl mi się narzuca) :
Jest "gorzej" ale jest dobrze. Choć posuwamy się naprzód, moim zdaniem, "każdy z nas STOI" w miejscu albo dokładniej: układ odniesienia danej osoby się nie zmienia.
Rozwijamy się zaledwie tyle ile wynika z UPŁYWAJĄCEGO CZASU. Dostrzegamy zmiany ale ponieważ wszyscy dookoła się rozwijają, podpisują ciekawe kontrakty, uruchamiają nowe aplikacje, kupują nowy samochód, zakładają rodziny, przeprowadzają się do nowych mieszkań, budują domy, odbywają ciekawe podróże - nasza bezwzględna sytuacja się szczególnie nie zmienia. Wciąż jesteśmy w tych samych układach.
Układ się specjalnie nie zmienił, jest ten sam - prawie! Jesteśmy zależni od podobnej ilości urzędników, możemy pozwolić sobie na podobnej długości urlop, jesteśmy w stanie pomóc podobnej liczbie osób z naszego otoczenia: rodzinie, krewnym., być może trochę przybyło pieniędzy na naszym koncie.
Dlatego nie uważam tych zmian za istotną zmianę "otoczenia". To tak, jakby to było to samo drzewo, powiedzmy Dąb - z roku na rok jest większy, okazalszy. Ale Lasu jeszcze nie ma. Zaistnienie Lasu lub Lasów Dębowych byłoby istotną zmianą jakościową. Aby tak się stało nie wystarczy Dębowi rosnąć i siać żołędzie pod siebie. Potrzeba nieco innego wysiłku. Trzeba się ruszyć i zasadzić las. Aktywnie, świadomie. Należy założyć ryzyko i nie bać się pierwszej porażki. Nie z każdego nasienia musi coś wyrosnąć. Wysiłek trzeba powtarzać i wspierać się wzajemnie.
Myślę o zespole. Niezależnie od tego ile zasobów finansowych przygotujemy na start (a wydaje się, że wszyscy czekamy na inwestora) trud pozyskania właściwych ludzi do współpracy i tak stoi przed nami. Wiem z własnego doświadczenia, że kiedy naprawdę i szybko potrzeba ludzi do współpracy - ich pozyskanie nie jest łatwe.
Posumowanie:
Dziwnie gramy... luźny zespół tworzymy. W rozmowach z inwestorami bardzo trudno jest przedstawić naszą grupę ludzi. Do tego koncepcja projektu nie jest łatwa. Historia naszych dotychczasowych działań i etapów wzbudza pytania a przecież o to najmniej chodzi przy prezentacji projektu.
Jak już wspomniałem nie czuję się zostać kierownikiem projektu. Pełniłem tę funkcję gdyż sytuacja mi to narzucała. Moja rola to utrzymać ten projekt przy życiu - opiekuję się jednym drzewem i wiem, że to jest Dąb. Żołędzie już Wam rozdałem, czy zrobimy z nimi coś dalej?
---------------
Inne zespoły z Poznania, ten pierwszy ma więcej książek w ofercie niż Amazon. Został wyróżniony przez Marszałka Wlkp. To dobry przykład potencjału, który można osiągnąć w sieci. Nasz projekt WI ma szansę stać się liderem w ilości użytkowników. Ja w to wierzę od początku, dzisiaj jednak opieram się na prostych wyliczeniach.
mam za sobą kilka spotkań wokół inwestora poznańskiego.
Skończył się film dokumentalny, w którym obserwowałem jak się próbujemy zaczaić, jak pojawiają się symptomy powodzenia akcji, uczestniczyłem na froncie, stoczyłem dwie bitwy, z których jedna odbyła się już po ogłoszeniu wyniku wojny.
Wszystko wymyślił mój sąsiad z kamienicy. Jego kolega znał pewną wpływową osobę, która znała kilku potencjalnych inwestorów. Akcja trwała wiele tygodni. Na tę okazję została wydrukowana i zbindowana broszura z naszymi dokumentami, około 150 stron - generalnie odpowiedzi na wszystkie pytania.
Pierwszy inwestor po 4 tygodniach odmówił bez spotkania.
Drugi po 3 kolejnych tygodniach podchodów umówił się na spotkanie. Na spotkanie nie dotarła jedna osoba z mojej strony oraz druga ze strony inwestora. Pojechałem rowerem, pod krawatem, obładowany w laptopa, dokumenty i stojak z planszą rozwijaną (1x2m)... pocałowałem klamkę jego gabinetu. Coś mu wyskoczyło i nie raczył nawet uprzedzić telefonicznie. Po 15 minutach czekania w sekretariacie dowiedziałem się, że może się pojawić za pół godziny. Nie miałem ochoty czekać a nie wpadła mi myśl, że mogę ten czas przeczekać u przyjaciela, który mieszka w pobliżu i którego zresztą zaraz odwiedziłem. To nieodbyte spotkanie uświadomiło mi, że "jest" jakaś siła, która tego inwestora nie dopuściła do mnie.
Za tydzień odbyło się spotkanie w cztery oczy. I bez dokumentów, prezentacji. Pogadaliśmy sobie. Gdybym miał ocenić szansę tego spotkania na kolejne to wystawił bym notę: 60% - a więc starałem się dalej. Przez kolejne 2 tygodnie byliśmy w emailowym kontakcie.
W końcu inwestor odmówił udziału w projekcie ale zgodził się przyjąć mnie nazajutrz (06.lipiec) na godzinne spotkanie, w którym przedstawiłem mu całość koncepcji na podstawie plansz, prezentacji i prototypu. Była obecna jeszcze jedna osoba ze strony inwestora. Ocena zrozumienia projektu: 80%. Wątpliwości: 10%.
Wyrażone przez inwestora wątpliwości, (które spowodowały podjęcie decyzji odmownej) mimo ich omawiania na różne sposoby można zamknąć w słowach:
Te spotkania okazały się kolejnym treningiem. Podobno z tego kontaktu jeszcze nie wszystkie znajomości zostały wyeksploatowane. Jeśli chodzi o ostatnie spotkanie to dobrze, że sama koncepcja nie była poddawana spekulacjom, że od tej strony jesteśmy zrozumiali. To jest właściwie już mały sukces.
Ludzie mówią, że projekty takie jak nasz czekają na swój czas, a jeśli projekt wymaga wsparcia inwestora to trzeba znaleźć tego właściwego człowieka.
tak się ostatnio zastanawiałem nad optymalną strategią rozprzestrzeniania WI.
czekam na komentarze.
ZG
Na ostatnim spotkaniu w klastrze IT padł modny, powtarzany często komentarz o tym, że jeśli portal utrzymuje się z reklamy to do bani. Przypuszczam, że głęboko w tle pokutuje przeświadczenie, że ktoś zrobił to już na tyle dobrze, że tu nikt inny nic ciekawego nie zdziała. Kto to taki? A no wujek G. a podąża FB.
Statystyki mówią za siebie. I chociaż statystyki podsumowują przeszłość to na obecnym etapie interaktywności sieci dotyczą one również dobrego kawałka przyszłości. Ponieżej link do podsumowania reklamy on-line i do artykułu o tym kto zarabia najwięcej na reklamie on-line.
Rynek reklamy internetowej – tendencje, analizy i komentarz
/...Wydatki na reklamę interaktywną rosną w Polsce skokowo. Według IAB Polska, w 2010 r. firmy wydały na nią o 15 proc. więcej w stosunku do roku poprzedniego.../
/...obie firmy zarabiają niemal wyłącznie na reklamie internetowej. W wypadku Facebooka z tego źródła pochodzi aż 85% przychodów, reszta to opłaty użytkowników grających w gry firmy Zynga, takie jak Farmville. Są jednak istotne różnice, które sprawiają, że koncernowi Zuckerberga może być trudno powtórzyć sukces Google’a. /.../
Na całym świecie na jednym użytkowniku firma zarabia 4,34 dol. z reklam rocznie.
Najbardziej dochodowi są Amerykanie i Kanadyjczycy: każdy przynosi firmie średnio 9,51 dol. W Europie średnia wynosi 4,86 dol., w Azji 1,79 dol., a w pozostałych krajach 1,49 dol. .../